W niedzielę 20 września 2009 r. członkowie Małopolskiego Związku Hodowców Gołębi nietuzinkowo uczcili 70. rocznicę wybuchu II wojny światowej. O świcie, pod pomnikiem Obrońców Wybrzeża, przywiezione poprzedniego dnia gołębie zostały wypuszczone z klatek, by rozpocząć trwający 10 godzin lot do Krakowa. Przy okazji zorganizowano również zawody ptaków, których wyniki poznamy i opublikujemy niebawem. Patronat nad wydarzeniem objął Urząd Marszałkowski Województwa Małopolskiego.
W dniu Polskiego Państwa Podziemnego, w niedzielę 27 września 2009 r. o godzinie 13.00, w 70. rocznicę powołania Służby Zwycięstwu Polski – Związku Walki Zbrojnej – Armii Krajowej za spokój dusz śp. Żołnierzy Polski Walczącej odprawiona zostanie uroczysta msza święta w kościele garnizonowym pw. św. Agnieszki w Krakowie przy ul. Dietla 30. Nastąpi wówczas odsłonięcie i poświęcenie tablicy pamiątkowej Wojska Polskiego i Polskiego Państwa Podziemnego upamiętniającej walkę z okupantami w latach 1939–1945.
O godzinie 15.30 w Pałacu Sztuki w Krakowie otwarta zostanie wystawa Polskie Państwo Podziemne przeciwko broni V.
Muzeum Armii Krajowej, w przeddzień rocznicy powstania Polskiego Państwa Podziemnego, z okazji 70. rocznicy powołania Służby Zwycięstwu Polski – Związku Walki Zbrojnej – Armii Krajowej ma zaszczyt zaprosić na uroczyste spotkanie Kombatantów Polskiego Państwa Podziemnego, połączone z modlitwą ks. Albina Małysiaka, które odbędzie się w Sali Obrad Rady Stołecznego Królewskiego Miasta Krakowa przy pl. Wszystkich Świętych 3/4 w sobotę 26 września 2009 r. o godzinie 13.00.
Z wystawy „taka piękna to armia była…” wyszłam z mieszanymi uczuciami. Arcyciekawe fotografie zostały bowiem spuentowane przez collage Tadeusza Kantora w żałobnej salce. Klęska wrześniowa – bo o nim mowa – nie bawi się w półcienie, wszystko jest dopowiedziane do ostatniej kropki nad „i”: jest i zwisający bezwładnie martwy Polak, i martyrologiczny krzyż, i dobitna smuga krwi.
W tym kontekście cała ekspozycja zyskuje swoisty klimat – iście żałobny. Na pamiątki z oficerskiej szuflady patrzy się niemal jak na guziki, które pozostały po ofiarach Katynia, na uśmiechniętych chłopców – z litością i wyższością – jak na osoby nieświadome rzezi, na którą wkrótce pójdą.
Trudno się oprzeć wrażeniu, że wystawa nie pokazuje życia żołnierzy II RP, a raczej je opłakuje. I to w głębokiej melancholii, której czynnikami są w równej mierze lekki masochizm i czuły estetyzm. Muzeum Historii Fotografii ożywia żołnierzy II RP, by pogrzebać ich w końcowej sali o czarnych ścianach.
Nieokreślony sprzeciw, jaki budzi we mnie dominacja takiego tonu mówienia o międzywojennej i wrześniowej armii, jest o tyle pożyteczny, że prowokuje do pytań. Jak bowiem powinniśmy na nią patrzyć, jak o niej mówić? Z sentymentalną łezką w oku, z pobłażliwą litością, a może z pretensją – że żołnierze nie byli mniej piękni, a bardziej skuteczni? Z dumą (ale jak tu czuć dumę, gdy na myśl o wymiarach klęski, liczbie i cierpieniu ofiar wojny cierpnie skóra)? Z żałobą? Wdzięcznością? A może jak na ciekawostkę retro, pełen uroku przedpotopowy fotoplastykon, roztrzaskany na kawałki we wrześniu 1939 roku?
Narracja wystawy jest narracją barda wspominającego Troję lub zburzoną Kartaginę. Tyle że nie stoi on nad dymiącymi zgliszczami, lecz nad czarno-białą fotografią. Czy jego żałoba po zamordowanej II RP może zostać, mówiąc językiem psychoanalizy, „przepracowana”? Czy przepracowywać w ogóle możemy, powinniśmy, czy tego chcemy i jak mogłoby to w ogóle wyglądać? Czy jest możliwe?
Odpowiedzi nie są oczywiste, ale warto nad nimi pomyśleć.
W krakowskim Muzeum Historii Fotografii trwa wystawa „taka piękna to armia była…” prezentująca nietypowe spojrzenie na polską armię okresu międzywojennego. Zdjęcia układają się w pozbawioną patosu wizualną narrację o zwykłych, podobnych do nas ludziach – żołnierzach II RP.
Maksymalnie powiększone fotogramy wypełniają całe ściany. Stajemy twarzą w twarz z fotograficznymi bohaterami naturalnego wzrostu; widz staje się uczestnikiem oglądanych scen. Zamiast poważnych min, formalnych sytuacji i koturnowych póz spotykamy pełnych humoru młodych mężczyzn, skłonnych do wygłupów, niewolnych od słabości. Obok fotografii z oficjalnego wręczenia patentów oficerskich, zobaczyć tu można radosnych lwowskich kadetów z butelką wódki, majora, którego sąsiadem przy stole jest pies w okularach czy śpiącego oficera, nieświadomego, iż koledzy obsypali go kwiatami. Nie brakuje pięknie wykadrowanych, malarskich scen na tle natury. Warto spoglądać uważnie: między sylwetkami młodych żołnierzy można dostrzec głowę ukrytego chłopca, jeszcze zbyt młodego na przyjęcie do wojska.
Trzeci wymiar nadają eksponatom tak zwane aplikacje – wkomponowane w fotogramy przedmioty, takie jak szabla, lornetka, kabura, które są jednocześnie detalami ze zdjęć. W gablocie zaaranżowanej na „szufladę oficerską”, tak jak w niegdysiejszym schowku, znajdują się: zapalniczka, aparat, papierosy, obligacje, fotografia narzeczonej…
Wystawę zamyka collage Tadeusza Kantora Klęska wrześniowa, dopełniany filmem ukazującym powstawanie dzieła oraz zdjęciem Ribbentropa z Mołotowem. Autor wystawy, Andrzej Rybicki, nie ukrywa, że jego celem był efekt szokującego kontrastu z beztroską wcześniejszych ujęć. Trzydzieści dni września 1939 roku wystarczyło bowiem, by z pięknej armii pozostało tylko wspomnienie.
Godny polecenia jest pięknie wydany katalog ekspozycji. Zawiera fotografie prezentowane na wystawie (zyskują na jakości!) oraz te, dla których po prostu zabrakło miejsca na ścianach, jak również zdjęcia aplikacji, dokumentów, monet, banknotów…